Kluby z Krakowa znowu zwycięskie. Zaczniemy od Cracovii, która do meczu z Sandecją przystępowała pod duża presją. Pierwsza ósemka bardzo blisko, ale mecze wciąż trzeba wygrywać – nie wystarczą remisy.
Ich rywale zmotywowała„wizyta” kibiców na treningu poprzedzającym mecz. Na dodatek fatalne warunki do gry w piłkę, w pierwszej połowie jeszcze znośne, ale w drugiej intensywne opady śniegu uniemożliwiały normalną grę. Co z tego wyszło?
Sandecja przyjechała w bardzo defensywnym ustawieniu i czekała na kontry, o ile w pierwszych minutach była groźna to z czasem i te pojedyncze wyskoki przestały dawać efekty i Cracovia grając zwyczajnie lepiej schodziła na przerwę prowadząc jedną bramką i w zasadzie kontrolując mecz.
Druga połowa to niemożność gry po ziemi z powodu zbierającego się śniegu, co spowodowało, że oglądaliśmy „typowy poniedziałkowy mecz ekstraklasy”(mimo, iż niedzielny). Nuda, walka w środku pola i brak dokładności. Cracovia zdobyła drugą bramkę po błędzie fatalnego w tym meczu bramkarza gości Pietrzkiewicza, Sandecja zdołała odpowiedzieć tylko jednym trafieniem.
Dla Pasów mecz bez historii i kolejny krok do upragnionej grupy mistrzowskiej, a dla Sandecji jeszcze jeden krok w dół – problem w tym, że już nie bardzo ma gdzie schodzić. Pomimo tego, iż Wisła nie odnosi już od paru dobrych lat wielkich sukcesów w polskiej lidze, a jeśli pojawia się w mediach to raczej w kontekście problemów, to mecz z Legią wciąż jest dla wszystkich kibiców w Polsce ważnym wydarzeniem. Nie każdy musi pamiętać, że Wisła nie wygrała z Legią od 11 spotkań.
Mecz zaczął się całkowicie pod dyktando Wisły, piłkarze z Krakowa lepiej biegali, doskakiwali do graczy Legii pressingiem, szybciej grali piłką. Wyglądali jak drużyna, która gra o mistrzostwo – Legia, jak drużyna która błąka się gdzieś w środku tabeli, a jedynym zawodnikiem którego można było u gospodarzy wyróżnić był młodziutki Sebastian Szymański. Nie trzeba było więc długo czekać na prowadzenie Wisły.
W 26 minucie karny po faulu na Haliloviu wykorzystał Carlitos, a po 4 minutach po fantastycznej asyście(naprawdę fantastycznej) Carlitosa było już 0-2. Całe spotkanie przebiegało pod dyktando gości z Krakowa. Legia praktycznie nie stworzyła sobie dogodnych sytuacji – owszem oddała więcej strzałów, ale były to próby słabe i najczęściej z dystansu.
Co robi największe wrażenie? Dystans jaki przebiegli piłkarze Wisły – pokonali w tym aspekcie Legionistów aż o 8 kilometrów. Prawdziwy nokaut i statystyka, która mówi, że Wiślacy są bardzo dobrze przygotowani. Kolejny mecz u siebie z Lechem, a następnie Sandecja. Kto dziś powie, że Wisła nie może zdobyć 6 punktów w tych meczach? Cracovia – Sandecja 2-0 Legia Warszawa – Wisła Kraków 0-2
fot. Facebook Cracovii